Epizody czasu wojny z narodem – efekt stanu wojennego 13 grudnia 1981

Niniejsza lista „epizodów” serialu „Stan wojenny w Polsce”, który nominalnie trwał 2 lata (ogłoszony 13.12.1981 r., odwołany 31.12.1982 r.), po czym przeszedł w chroniczny stan walki komunistycznego rządu z Narodem Polskim niemal do końca 1989 roku, a w rzeczywistości – pod innymi formacjami -trwa do dzisiaj. Tekst ten stanowi post scriptum do wczoraj opublikowanych wspomnień z dnia 13 grudnia 1981 roku.

Pozwolę sobie zmieszać trochę prywatnych epizodów z wątkami ogólnymi, bez dbałości o ich chronologię:

  1. Szok wywołany ogłoszeniem stanu wojennego zbliżył ludzi, którym dobro Ojczyzny zawsze leżało na sercu, którzy nie dali się wciągnąć w komunistyczne szeregi, nie donosili na innych i nie współpracowali z bezpieką.

Łatwo rozpoznawaliśmy się w sąsiedztwie bliższym i dalszym. Wspieraliśmy się i pomagali sobie wzajemnie. W ten sposób poznaliśmy i zaprzyjaźnili się z wieloma rodzinami. Z niewielką grupą osób, najczęściej tych, którzy przespali się kilka nocy na styropianie w czasie strajków, nastąpiło naturalne rozstanie, gdy pośpiesznie wśliznęli się do polityki po „okrągłym stole” (kwiecień 1989 r.), odkąd przyspawawszy się do koryta całymi garściami czerpali frukta. Oj! Jak wiele takich osób wciąż łapczywie chłepcze … Kontakty z pozostałą częścią znajomych i przyjaciół, poza nielicznymi wyjątkami, ustały w 2020 r., po ogłoszeniu plandemii słynnego „celebryty-19”, który uwielbiał szczypawki.

  1. Już 14 grudnia 1981 r. Stocznia Gdańska, gdzie pracowałam, otoczona była czołgami. Mijając po drodze do pracy zziębniętych, młodych żołnierzy stojących przed czołgami, podawałam im przygotowane dla nich kanapki lub owoce, a czasem wtykałam w lufę czołgu czerwono-białe goździki. Byli bardzo wdzięczni, nigdy nie spotkałam się z odmową przyjęcia jedzenia, ani cienia agresji na kwiatki w lufie.
  2. Zapanowały pustki w sklepach, na półach tylko ocet, czasem nawet musztarda, tylko z czym ja jeść, skoro haki w mięsnych sklepach gołe? Ze sklepów ginął proszek do pieczenia, bo nadawał się do prania, gdy zabrakło prawdziwego proszku do prania.
  3. W barze, w stoczniowym Biurze Konstrukcyjnym można było czasem zjeść na gorąco kaszankę, albo kupić cwaniaczka. Zapytacie, co to jest? Był to na owe czasy istny rarytas – czarny salceson, który zyskał przydomek „cwaniaczka”, bo nie dał się wyeksportować.
  4. Gdy czasem „rzucali” jakiś artykuł spożywczy do baru, wieść o tym rozchodziła się z szybkością błyskawicy. Natychmiast ustawiała się ogromna kolejka, z której nie wypędzano nas do pracy, bo Stocznia odcięta od świata, częściowo zatrzymała produkcję z powodu braku dostaw. W sylwestrowy, roboczy dzień stanu wojennego , rzucono do baru świeże kurczaki. Odczekałam w długiej kolejce, „załapałam” się na kurczaka, co za szczęście. Zaraz po powrocie z pracy doprawiłam i wstawiłam do piekarnika, by się upiekł. Po pierwszej godzinie nie dało się w ptaka wbić widelca, taki był twardy; po kolejnej skurczył się jeszcze, nie zmiękł ani o jotę. Włożyłam go do garnka z wodą, z myślą o tym, że zmięknie pod wpływem gotowania. Po 4 godzinach obróbki termicznej kurczakiem można byłoby wybić szybę. Nie nadawał się w ogóle do jedzenia. Znawcy drobiu mówili, że rzucono nam na sylwestrowy stół, na pożarcie 10-letne koguty.
  5. Braki w sklepach powiększały się. Rząd wprowadził kartki żywnościowe. Wszyscy otrzymywali identyczne racje żywnościowe, włącznie z alkoholem i papierosami, bez względu na to, czy ktoś potrzebował tych używek. Kwitł zatem handel wymienny. To samo było z butami. Wszyscy kupowali takie buty, jakie wpadły im w ręce, po czym na zewnątrz trwała zamiana między szczęśliwcami na właściwe buty co do asortymentu i rozmiaru.
  6. Gdy przed sklepem stała wielokrotnie zakręcona kolejka, oznaczyło że rzucili słone masło lub tłuste mięso z rezerw wojskowych, a czasem papier toaletowy. Co sprytniejsi kolejkowiecze wabili do kolejki „na cukierka” cudze dzieci, by kupić dodatkową ilość rolek papieru. Niejednokrotnie widywaliśmy idących ulicą szczęściarzy z ogromnym sznurem rolek papieru toaletowego na szyi.
  7. W owych czasach nasze dzieci odwiedzały się często nawzajem, po sąsiedzku, by wspólnie bawić się. Ta historyjka dotyczy dwojga moich dzieci, które gościły w sąsiedztwie. Po skończonej zabawie, sąsiadka podała swoim i naszym dzieciom kolację. Odprowadzając je do nas, stwierdziła ze zdumieniem, że moje dzieci odniosły jej do kuchni nietknięte kabanosy. Zapytane dlaczego nie zjadły tych pyszności, odpowiedziały: „My takich parówek nie lubimy”. Teraz opowiadam tę historię, jako dobry dowcip, ale w owych czasach, gdy nie posiadało się tzw. znajomości, dzięki którym można było zdobyć spod lady rarytasy, trzeba było zadowolić się np. cwaniaczkiem, lub czymś jeszcze gorszym, np. pasztetową do której – jak znawcy przetwórstwa mięsnego dla „pospólstwa” owych czasów mawiali – dodawano papier toaletowy.
  8. Gdzieś w połowie stycznia 1982 r. uruchomiono telekomunikację. Każdorazowo, gdy następowało połączenie telefoniczne, w słuchawce jak w katarynce, głos kobiecy informował „rozmowa kontrolowana”. Wszystkie listy i paczki wysyłane pocztą podlegały cenzurze i kontroli – listy były pieczętowane na czerwono symbolem „Ocenzurowano”, a paczki rozpruwano i sprawdzano zawartość. Jedna z moich znajomych pracowała w na Poczcie w Gdyni, gdzie podczas rozpakowywania paczek np. ubraniowych, pracownice wykradały sobie co ciekawsze ubiory; a w przypadku żywności, kradły to, na co miały ochotę.
  9. W czasie trwania dziennika telewizyjnego – godz. 19:30 – wychodziło się na spacer lub zapalało świeczkę w oknie.
  10. Jako przejaw oporu wobec władz, nosiliśmy oporniki w klapie marynarek lub przypięte do swetra. Gdy stosowano represje za ten symbol, nosiliśmy orzełki w koronie, a następnie chociaż szpilki z czerwonym łbem w klapie.
  11. Nieustające protesty i marsze uliczne.
  12. Radio i telewizja zostały zmilitaryzowane; dziennikarzy ubierano w mundury wojskowe, a tych którzy nie zgadzali się z linią WRON’y wyrzucano z pracy.
  13. Nastąpił podział społeczeństwa na zwolenników reżimu wojskowego oraz na ich przeciwników. Tych poddawano w pracy represjom. Wyrzucono wówczas z radia i telewizji wszystkich artystów, którzy odmówili współpracy. Radio i telewizja stały się nieznośna tubą propagandową. Podobnie było ze wszystkimi dziennikami prasowymi i periodykami, które zawieszono. Wydawano tylko Trybunę Ludu (organ KC PZPR) i ŻołnierzaWolności.
  14. Kościoły w czasach stanu wojennego stały się miejsce bezpiecznym, gdzie skrzywdzeni mogli liczyć na wsparcie i pomoc, głodni otrzymać talerz strawy, zziębnięci ciepły przyodziewek, a aktywni społecznie mogli rozwinąć swoją działalność organizując wykłady, pogadanki, koncerty, czy recytacje z uczestnictwem wykluczonych artystów i dziennikarzy, którzy dzięki datkom od widzów i słuchaczy mogli przetrwać utratę pracy. W niektórych kościołach udawało się także organizować projekcje zakazanych filmów.
  15. Szeroką popularność zdobywali patriotyczni bardowie i poeci: Kaczmarski, Łapiński, Gintrowski, Kellus.

Nie jest to skończona lista epizodów i wątków czasu walki z narodem. Można by ją ciągnąć długo … Przytoczę kilka znanych z owego czasu haseł utworzonych przez satyryków stanu wojennego:

  • Wrona Orła nie pokona!
  • Wron – won za Don!
  • To nic, że kraczą WRONy
  • WRONa nas nie pokona!
  • WRONa skona
  • 13-tego grudnia, roku pamiętnego wykluła się wrona z jaja czerwonego… – tekst piosenki
  • Zdziwiły się OKON-ie że PRON-cie wyrosło WRON-ie!
  • „WRONA SKONA” – „Dziennik Bałtycki” z dn. 12 lutego 1982 r. – początkowe litery każdego akapitu w felietonie o tematyce muzycznej układały słowa WRONA SKONA. Dziennikarza, autora felietonu wyrzucono z pracy
  • Jeśli wejdziesz między WRONy, towarzyszu – bądź czerwony
  • WRONa kracze, naród płacze
  • Junta juje.

A na zakończenie – wciąż aktualne hasło wykute przez znanego pupila i propagandystę stanu wojennego, Jerzego Urbana: „Rząd się sam wyżywi”.

Autor: abo