Być polskim patriotą w biznesie

Okres lat 1988 – 1994 w Polsce nazywany latami transformacji ustrojowej, kiedy to ówczesna administracja państwowa zmieniających się rządów przeprowadziła pierwszy etap tzw. prywatyzacji przedsiębiorstw państwowych. Działano w ramach doktrynalnego systemu przemian, inspirowanego z zewnątrz, poprzez przedkładanie wydawanych poleceń politycznych sferom obejmującym zasięgiem władzę ustawodawczą, wykonawczą, sądowniczą i medialną. Proces rozkładania polskiej gospodarki swoim rozmachem z roku na rok przybierał rozmiary zagłady. Z punktu widzenia ogólnej liczby ok. 12.200 państwowych przedsiębiorstw funkcjonujących w PRL, w roku 1990 istniało jeszcze 8.953 przedsiębiorstw zarejestrowanych w państwowym rejestrze. Szczytowy wzrost prywatyzacji poprzez bankructwa i likwidację lub sprzedaż za mniej niż 10% wartości, nazwany przez angielską prasę z tego okresu „dywanowym bombardowaniem polskiej gospodarki”, przypadł na lata 1992 – 1994. Sinusoida wzrostu stopniowo spadała aż do 2016 r., kiedy zlikwidowano wszystko, co jeszcze istniało. Żadna gmina nie pozostała bez ruin po terenowych zakładach produkcyjnych. Za kulisami tej zagłady stały magdalenkowe konszachty i podział władzy między komunistami i tzw. opozycją solidarnościową, którzy już zblatowani ze sobą, w pełnym doborowym składzie spotkali się przy okrągłym stole: pierwszy raz – 6 lutego 1989 r. na otwarcie obrad i drugi raz na podpisanie porozumień w dniu 5 kwietnia1989 r. Zgodnie rozdzielone wg zadań władze zaniechały ustalenia przepisów dotyczących prywatyzacji, które określiłyby ramy, zasady i metody prowadzenia sprzedaży przedsiębiorstw państwowych. Z dniem 1 stycznia 1989 r. weszła wżycie ustawa o swobodzie gospodarczej, czyli tzw. ustawa Wilczka, która miała zapoczątkować wolny, rynek w polskiej gospodarce. Przywrócono w całości przedwojenny kodeks handlowy. Publicznie lansowano zasadę, że wszystko co nie jest zabronione, jest dozwolone. Okazało się niebawem, że ta zasada dotyczyła najczęściej tylko tych wybranych, którzy mieli układy, dojścia i „stosunki”. To oni dokonywali cudów prywatyzując za przysłowiową złotówkę całe wybrane, dochodowe i monopolistyczne zakłady. Inne zaś, a takich nie brakło, które potencjalnie mogły zagrozić konkurencji gospodarkom Zachodu, bankrutowano manipulacyjnymi kursami dewizowymi do celów likwidacji i wyprzedaży za bezcen.

W tym burzliwym okresie stopa bezrobocia sięgała nawet 20%, stopień migracji wewnętrznej za pracą ze wsi do miast i odwrotnie sięgał ok. 4 mln ludności, zaś trwały ubytek ludności emigrującej za pracą z Polski na Zachód, nie był publikowany przez GUS szczegółowo – nieoficjalnie szacuje się na ok. 7 mln polskich obywateli.

W omawianym okresie nie brakowało Polaków, którzy dorobili się milionów i miliardów w Polsce. Jedni uczciwie, inni krętymi ścieżkami, z litości nie wymieniamy jakimi. Kto z nas, urodzony w Polsce w XX wieku nie zna nazwisk tych ludzi: Aleksander Guzowaty, Marek Profus, Jan Kulczyk, Kazimierz Grabiec, Henryk Stokłosa, Zygmunt Solorz, Krzysztof Habich czy Zbigniew Niemczycki, którzy z pozycji ludzi niezamożnych w PRL stali się milionerami. Rokrocznie tygodnik „Wprost” publikował listę 100 najbogatszych Polaków, na topie której w różnej kolejności publikował te nazwiska. Nie zazdrościmy im majątku, nie rzucamy oskarżeń wobec konkretnych osób – każde z przykładowo wymienionych tu nazwisk uwieczniła Wikipedia.pl – można sprawdzić jaką drogą doszli do swoich majętności, czy je roztrwonili na zbędny blichtr i luksus, czy też potrafili utrzymać, a jeśli tak to, czy ich dobra służyły ogółowi społeczeństwa, czy też tylko elitom, by czerpać satysfakcję z przynależności do wybranego grona. Większość z tych, którym łatwo przyszło, napływ ogromnych pieniędzy zawrócił w głowie. Nabywali luksusowe nieruchomości, auta i jachty, odbywali niekończące się podróże wokół globu, sprzedawali rozkręcone firmy obcym korporacjom, których zaroiło się w Polsce dziesiątki. Potomków owych miliarderów do dziś opisuje plotkarska prasa, bo są sławni z tego, że są znani.

Byli też wśród milionerów i tacy, jak np. pan Roman Kluska, polski przedsiębiorca, twórca i były prezes giełdowej spółki Optimus SA., zaliczany w latach 90. XX w. do grona najbogatszych Polaków, któremu ówczesny system skutecznie uniemożliwił dalsze prowadzenie biznesu, bo nie należał do wybrańców, którzy zapragnęli przejąć jego biznes. Pan Kluska przypłacił to utratą majątku i zdrowia. Po latach znalazł dla siebie zajęcie wśród górskiej natury, ale nie chce mimo propozycji, zajmować miejsca wśród polityków.

Postawmy sobie teraz pytanie, czy i jak można być polskim patriotą w biznesie. Należy przypomnieć, że od późnego, gierkowskiego okresu PRL, na obrzeżach gospodarki państwowej, której nie dało się zaszeregować do rangi przedsiębiorstw i tam gdzie trzeba było ogarnąć wszystkie niemal osobiste potrzeby ludzkie, rozszerzono zakres wolności gospodarczej w formie tzw. prywatnej inicjatywy, czyli drobnej wytwórczość warsztatowej, rzemieślniczej i usługowej dla ludności, np. warsztaty krawieckie, szewskie, fotograficzne, małe rodzinne piekarnie, ciastkarnie, lodziarnie, futszarnie, magle, drobne przetwórstwo, transport itp.

Na takich właśnie zasadach w 1983 roku Państwo Tadeusz i Małgorzata Włodarczykowie założyli w Skórczu w woj. pomorskim rodzinną firmę Iglotex o profilu lodziarskim i cukierniczym. Już w 1991 roku rozpoczęto produkcję i handel mrożonymi wyrobami kulinarnymi takimi, jak pizza i pierogi. Firma systematycznie zdobywała rynek, budowała kanały dystrybucji, a jej produkty własne, stawały się coraz bardziej popularne w regionie. Z uwagi na wzrost popytu konsekwentnie kontynuowała własną produkcję mrożonek. W 1995 r. rozpoczęto budowę nowego zakładu produkcyjnego, zakończoną w 1998 r. W 2000 r. oddano do użytku następną halę produkcyjną z zapleczem socjalnym. Wzrost rynkowego udziału produktów pod marką Iglotex w latach 2001 – 2010 pociągnął za sobą dalsze inwestycje kapitałowe poprzez włączenie mniejszych, lokalnych spółek dystrybucyjnych. Ponadto, dzięki przejęciu i przeprowadzeniu udanej restrukturyzacji w 2007 r. Chłodni Grudziądz Sp. z o.o., Grupa Iglotex weszła na rynek produkcji mrożonych warzyw i owoców. Grupa ze 100% polskim kapitałem konsekwentnie stawiała na rozwój własnej sieci dystrybucji z zamiarem konsolidacji rynku dystrybucji żywności mrożonej w Polsce. W wyniku realizacji tej strategii, w 2009 r. Iglotex stał się największym regionalnym dystrybutorem żywności mrożonej. Rozpoczął również sprzedaż własnych produktów na rynki zagraniczne – Unii Europejskiej i Europy Środkowo-Wschodniej. Firma wprowadzała na rynek nowe produkty i sukcesywnie rozwijała port folio pomysłów na kampanie reklamowe w kolejnych etapach rozwoju nowych marek, jak Proste historie czy Bistro.

Wszystko układało się pięknie i harmonijnie…, gdy nagle, 27 maja 2019 r., nocą o godz.1:30 wybucha pożar zakładu produkcyjnego Iglotex SA w Skórczu. Akcja gaśnicza trwała 3 doby, a mimo to, ogień strawił tamtejszy oddział dystrybucyjny praktycznie w całości. Zniszczeniu uległy dwie hale produkcyjne o łącznej powierzchni ponad 30 tys. m2, tj. około 98% parku maszynowego, 90% infrastruktury technicznej oraz 80% powierzchni biurowej oraz produkcyjno-magazynowej.

Z wywiadu udzielonego przez prezesa zarządu Iglotex, Macieja Włodarczyka, syna założycieli firmy, udzielonego dla kanału „This is It” na portalu YouTube (https://www.youtube.com/watch?v=LetkqirdpMs) wynika, że właśnie w roku 2019 spółka Iglotex posiadała 22 oddziały, zatrudniała 2.250 osób, roczna produkcja mrożonek to 80 mln kg, a roczna produkcja zapiekanek to 1700 km długości. Spalony zakład dystrybucyjny w Skórczu, miasteczku liczącym ok. 3 tys. mieszkańców, zatrudniał niemalże wszystkich żyjących tam ludzi w wieku produkcyjnym. Prawie każda rodzina Skórcza żyła z pracy w firmie Iglotex. Mimo, że pożar strawił cały zakład, żaden z pracowników nie został zwolniony z pracy. Właściciel firmy zapytany przez redaktora programu, o reakcję na ogromne straty, odpowiedział: „Trzeba najpierw upaść, żeby się podnieść”, natomiast zapytany przy pogorzelisku przez jedną z zatroskanych o los pracownic: „Panie prezesie, co teraz będzie, co my teraz zrobimy?”, odparł: „Zakaszemy rękawy i będziemy zap…dzielać przez jakiś czas, by podołać wyzwaniom”. Razem ze wspólnikami i załogą już pierwszego dnia podjęli decyzję o odbudowie firmy. Żaden z pracowników nie został zwolniony z pracy. Powołano spośród nich sztab kryzysowy, który zajął się rozwiązaniem problemów. Rozdzielono zadania na trzy grupy, z których jedna działała na rzecz powiększenia produkcji w innych oddziałach, by zapewnić pokrycie popytu, druga zajęła się odbudowaniem potencjału dystrybucyjnego dla podtrzymania ciągłości dostaw stałym klientom, a trzecia grupa była dowożona do innego oddziału Spółki, gdzie rozpoczynał się sezon mrożenia zbiorów warzyw i owoców. Pan Maciej Włodarczyk dodał, że „nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło”. Stało się, co się stało, ale dzięki uporowi, patrząc z obecnej perspektywy po pożarze, powstał nowy bardzo nowoczesny zakład z nowymi maszynami, z nowoczesną linią produkcyjną umożliwiająca lepszej jakości produkcję. Udało się pozyskać nowych klientów. Nie obyło się bez ciężkiej pracy nad uzyskaniem odszkodowania z tytułu ubezpieczenia obiektu, opracowaniem dokumentacji budowlanej i starań o pozwolenie na budowę wg nowego projektu, załatwienie środków kredytowych na jego sfinansowanie. W lutym 2020 roku rozpoczęła się budowa, a zaraz potem ogłoszono pandemię i lock-down’y, ulice pustoszeją, a mimo to już po 6,5 miesiącach, w połowie września tego samego roku powstaje nowa fabryka, są instalowane pierwsze linie produkcyjne, odbywają się pierwsze odbiory i zaczyna się produkcja oraz dostawy z nowej fabryki. Prezes, pan Maciej Włodarczyk podkreśla, że dali sobie radę, bo nie zawiódł czynnik ludzki, jak wydatna współpraca ubezpieczyciela, terminowość administracji wydającej decyzje budowlane, terminowości dewelopera budowlanego i przychylności innych dobrych ludzi z lokalnej społeczności! Poprzez przeorganizowanie linii produkcyjnej i jej automatyzację oraz zastosowanie nowych technologii uzyskano znaczną oszczędność energii przy zwiększonej o 25% produkcji i tym samym zatrudnieniu. Pożar był z jednej strony dramatem, a z drugiej wymusił kosztowne, bo ponad 200 mln wydatki na odbudowę i unowocześnienie zakładu. Otworzyło to przed firmą nową perspektywę. Nie bez znaczenia na funkcjonowanie Iglotexu przebiegały kolejne lata 2021, czyli skutki covid i 2022 z wojną na wschodzie i jej konsekwencjami dla kraju, w którym gwałtownie wzrosła inflacja (x-krotny wzrost kosztów energii), skutki globalne, w tym zerwanie łańcuchów dostaw. Młody, pełen pozytywnej energii Prezes oznajmia, że nie doczekali się wsparcia z funduszy KPO na budowę oczyszczalni ścieków w innej lokalizacji Grupy Iglotex, ale podjęli decyzję o jej budowie z własnych środków, przy wsparciu współpracujących banków, na rzecz dobra środowiska tamtej społeczności.

Od czerwca 2023 roku spółka Iglotex jest ponownie, kapitałowo w 100 % polska. Nie roztrwoniła zysków na luksusy, a skierowała je na wykup udziałów od wspólnika, którym był fundusz inwestycyjny zaangażowany finansowo przed 12 laty w rozbudowę firmy. Spółka Iglotex jest największą w Polsce firmą produkującą i dystrybuującą mrożoną żywność w obrocie detalicznym i w gastronomii. Redaktor zadaje podchwytliwe pytanie, dlaczego Pan nie myśli o sprzedaży firmy w obce ręce, i woli mierzyć się z licznymi problemami jej prowadzenia. Odpowiedź tego skromnego, młodego człowieka brzmi dumnie i prawdziwie, że takie podejście jest uwarunkowane osobistym charakterem, wynikiem wypracowania sobie czasu wolnego w weekendy na odpoczynek, aby nie wypalić się pracą, przywiązania do tradycji pracy i poczucia zadowolenia, że się tworzy wartość, której nie da się przejeść, że fajnie po sobie coś zostawić, co trwa, co daje też innym korzyść, przyjemność i miejsca pracy.

Na zakończenie, zadanie dla Szanownych Czytelników – spróbujmy sami porównać postawy rozmaitych polskich biznesmenów, z których większość traci głowę, gdy pojawiają się większe pieniądze; roztrwaniają je bezmyślnie, często po latach popadając w ubóstwo. Inni z tej grupy, urządziwszy się w życiu na miarę własnych potrzeb, sprzedają zagranicznym koncernom swoje firmy, bo uważają, że to sposób na awans do światowej elity. To ich ucieczka od rodzimych problemów, bo stąd nauczyli się tylko brać, a nie dawać.

Ci zaś nieliczni, do których należy rodzina Państwa Włodarczyków, posiadających prawdziwą charyzmę i uczciwość w biznesie, wybierają trudną, ale szczytną drogę do sukcesu. Co więcej stawiają sobie coraz wyższe wymagania w swojej dziedzinie, w tym dbają o jakość składników spożywczych do produkcji własnych wyrobów.

Szkoda tylko, że kolejne dwubiegunowe ekipy na zmianę obejmujące rządy w Polsce nie potrzebują takich herosów w Polsce. Tępią ich zaciekle, co pokazała historia ostatnich 4 lat, w których średnia klasa została niemalże wybita doszczętnie. To działanie nie jest przypadkowe. Spójrzmy 30 lat wstecz – faktograficzny skrypt powyżej – historia powraca do punktu wyjścia, co widać po rosnącym obecnie bezrobociu wynikającym z grupowych zwolnień z powodu ewakuacji z Polski wielu koncernów, bo ich produkcja przestaje przynosić krociowe zyski.

Otwórzmy szerzej oczy! Co ujrzeliśmy? Zdradzoną wieś i już pojawiły skutki zdradzonych miast. Najwyższy czas obudzić się z letargu ….

Autor: abo