Dożynki, zwane również Świętem Plonów, to staropolska tradycja o głębokich korzeniach, sięgająca jeszcze czasów przedchrześcijańskich. Są to uroczystości organizowane na zakończenie żniw, które mają na celu podziękowanie za zebrane plony i uhonorowanie ciężkiej pracy rolników. Symbolicznie oznaczają zamknięcie sezonu rolniczego, kiedy cała wspólnota wiejska jednoczyła się, by wspólnie świętować obfitość ziemi i przyjście jesieni. W tradycji dożynkowej bardzo ważne były elementy duchowe i religijne – po zebraniu ostatnich plonów przynoszono wieńce do kościoła, by podziękować Bogu za urodzaj. Centralnym punktem tego święta był również wspólny obrzędowy chleb wypiekany z pierwszych zbóż, który symbolizował płodność ziemi oraz harmonię między człowiekiem a naturą. Po części obrzędowej, zaczynała się część bardziej rozrywkowa – festyny, tańce, śpiewy, a także biesiady, podczas których rolnicy i ich rodziny mogli cieszyć się owocami swojej pracy. Dożynki ewoluowały na przestrzeni wieków, a współczesna ich forma często koncentruje się na uroczystych pochodach, koncertach, lokalnych atrakcjach i zabawach. Choć obecnie mogą się one wydawać bardziej okazją do spędzenia czasu w towarzystwie znajomych, ich głębsze znaczenie – podkreślenie więzi z ziemią, tradycją oraz wspólnotą – wciąż jest obecne, choć może mniej eksponowane.
Jednak w kontekście tego, co zaobserwowałem w tym roku, można dostrzec wyraźne rozbieżności pomiędzy pierwotnym duchem dożynek, a dzisiejszą rzeczywistością. W obliczu problemów, z którymi mierzy się współczesne rolnictwo – takich jak szkodliwe przepisy unijne, agresywny lobbing międzynarodowych korporacji, a przede wszystkim Europejski Zielony Ład, który pod pretekstem walki ze zmianami klimatycznymi, prowadzi do wyzysku i marginalizacji polskich gospodarstw, nakładania kolejnych podatków oraz ciągłego wzrostu cen – brak narodowych symboli czy manifestacji sprzeciwu jest rozczarowujący.
Wydarzenia z marca 2024 roku, kiedy dziesiątki tysięcy rolników zablokowało drogi, wyrażając swój gniew wobec polityki unijnej, pokazały, że polska wieś ma w sobie ducha walki. Wspólne działania, takie jak strajki, były głosem sprzeciwu wobec mechanizmów, które miały uderzać nie tylko w rolników, ale i w cały naród, prowadząc do wzrostu cen żywności, surowców oraz energii. Kiedy widzimy, że z kraju będącego kiedyś jednym z największych producentów wieprzowiny stajemy się jej największym importerem, powinniśmy dostrzec sygnały alarmowe. Mimo to, patrząc na bawiący się tłum, który podczas tegorocznych dożynek, jak gdyby nigdy nic świętował, można poczuć pewien niesmak. Brak narodowych symboli, brak wyraźnego głosu sprzeciwu wobec polityk szkodzących Polsce, może być odczytany jako objaw pewnej obojętności. W obliczu zagrożeń, takich jak dalsze ograniczanie polskiej produkcji rolnej przez unijne przepisy, powinniśmy przypominać sobie o duchu jedności, który kiedyś zjednoczył naszych przodków. To właśnie podczas takich świąt jak dożynki, kiedy społeczność rolnicza jest razem, istnieje idealna okazja, by pokazać jedność i siłę w obronie polskich interesów. Brak polskich flag, narodowych symboli czy manifestacji dumy i sprzeciwu wobec niekorzystnych polityk, może być niepokojącym znakiem, że niektórzy zapomnieli, o co walczyli nasi przodkowie. Jeśli dzisiejsi rolnicy, nie będą pielęgnować ducha walki o swoje prawa i nie zamanifestują swojego sprzeciwu, istnieje realne ryzyko, że polska wieś stanie się jedynie fragmentem historii, a nie żywym, rozwijającym się elementem narodu.
Moje obserwacje są następujące – w czasach, kiedy biurokratyczne przepisy Unii Europejskiej oraz globalne interesy korporacyjne duszą polskich rolników, przypomnienie o wartościach narodowych, o historii polskiej walki o niepodległość i suwerenność, jest kluczowe. To właśnie w takich momentach, jak święto dożynek, społeczność rolników powinna zamanifestować swój sprzeciw i pokazać, że duch Chłostry, która kiedyś broniła polskiej wsi przed okupantami, nie zginął. Polski rolnik to strażnik naszej suwerenności, i tak jak nasi przodkowie walczyli o wolność na polach bitew, tak dziś rolnicy muszą walczyć na polach swoich gospodarstw – o możliwość produkowania zdrowej, polskiej żywności, o przetrwanie rodzinnych gospodarstw i o niezależność kraju od zagranicznych wpływów. Bez tej walki, bez przypomnienia o wartości ziemi i polskiej tożsamości, przyszłość polskiej wsi może zostać sprzedana wraz z ostatnim zbiorem ziarna.
Historia powstania Batalionów Chłopskich
Bataliony Chłopskie (BCh) to polska konspiracyjna organizacja wojskowa, powołana w czasie II wojny światowej, ściśle związana z ruchem ludowym, szczególnie Stronnictwem Ludowym “Roch”. Powstały one w 1940 roku, jako odpowiedź na rosnące zagrożenie ze strony okupantów – zarówno niemieckiego, jak i sowieckiego – oraz potrzeby ochrony wsi i ludności chłopskiej przed represjami i wyzyskiem. Początkowo organizacja nosiła nazwę Chłopska Straż (lub “Chłostra”), jednak z czasem przekształciła się w Bataliony Chłopskie. Główną przyczyną powstania BCh była potrzeba ochrony interesów chłopskich, w tym ziemi, mienia oraz życia ludności wiejskiej przed grabieżami i przymusowymi rekwizycjami ze strony niemieckiego okupanta. Na terenach wiejskich niemiecka administracja wprowadzała brutalne kontyngenty, wymuszając na chłopach dostawy płodów rolnych i produktów żywnościowych dla wojska i przemysłu III Rzeszy. Bataliony Chłopskie działały na rzecz obrony polskich wsi, organizując akcje zbrojne i dywersyjne przeciwko okupantowi. W trakcie swojej działalności BCh weszły również w współpracę z Armią Krajową (AK), chociaż między tymi dwiema organizacjami występowały również pewne napięcia i różnice ideologiczne – AK była głównie związana z obozem narodowym, natomiast BCh opierały się na ideologii ludowej i socjalnej.
Największe osiągnięcia Batalionów Chłopskich
Bataliony Chłopskie liczyły około 160 tysięcy żołnierzy w 1943 roku, co czyniło je drugą co do wielkości organizacją podziemną w okupowanej Polsce, po Armii Krajowej. Choć głównym celem BCh była obrona wsi i interesów chłopów, to organizacja ta przeprowadziła również szereg istotnych operacji wojskowych i dywersyjnych.
Najważniejsze akcje BCh obejmowały:
- Obronę wsi przed kontyngentami – BCh skutecznie przeciwdziałały wymuszeniom ze strony okupantów, organizując zasadzki na niemieckie transporty i sabotując akcje rekwizycji.
- Akcje dywersyjne – BCh przeprowadzały ataki na niemieckie linie kolejowe, mosty i magazyny, co osłabiało transporty wojskowe i przemysłowe Rzeszy. W ramach tych działań doszło do licznych akcji, m.in. wysadzania torów kolejowych czy niszczenia infrastruktury wykorzystywanej przez Niemców.
- Bitwa pod Wojdą (1943) – była to jedna z największych bitew stoczonych przez BCh. Zakończyła się zwycięstwem polskich partyzantów i znacznymi stratami po stronie niemieckiej. Oddział 350 niemieckich żołnierzy napotkał Bataliony Chłopskie, z którymi przez kilka godzin toczył regularną bitwę. Ostatecznie okupant zmuszony został do wycofania ze względu na straty. Chłostra zyskała morale, zrozumieli, że opór jest konieczny i razem tworzą siłę.
- Bitwa pod Zaborecznem (1943) – starcie oddziałów BCh z siłami niemieckimi w Zamojszczyźnie. Była to jedna z kluczowych operacji obrony wsi przed wysiedleniami w ramach niemieckiego planu germanizacji tych terenów. Oddział liczący 650 niemieckich żołnierzy zaatakował Bataliony Chłopskie, lecz mimo przeważającej siły ognia poniósł klęskę.
- Współudział w obronie Zamojszczyzny – podczas brutalnych wysiedleń ludności Zamojszczyzny przez Niemców w ramach Generalnego Planu Wschodniego, BCh aktywnie broniły ludności cywilnej przed deportacjami i eksterminacją, organizując zbrojny opór oraz wsparcie logistyczne. Starć było wiele, owocem czego był raport niemieckiego dowódcy, który napisał że spodziewali się niegroźnej partyzantki a walki trwają z oddziałami, które są zwarte i dobrze przygotowane, przez które przemawia determinacja. Wydarzenia te nazywa się Powstaniem Zamojskim, które mimo licznych strat, dało zwycięstwo stronie polskiej i co najważniejsze zatrzymało akcję przesiedleńczą.
Działalność BCh miała również znaczący wymiar polityczny, ponieważ organizacja ta reprezentowała interesy polskich chłopów, będących główną grupą społeczną w kraju. Dzięki BCh wielu ludzi zdołało uniknąć wywózek, rabunku i represji. Najbardziej znani ludzie związani z Batalionami Chłopskimi to: Franciszek Kamiński, Kazimierz Banach, Józef Nieczuja-Ostrowski, Wincenty Witos oraz Stefan Mikołajczyk.
Zakończenie działalności
Bataliony Chłopskie zakończyły swoją działalność wraz z końcem II wojny światowej. Część ich członków dołączyła do Armii Krajowej lub innych struktur polskiego podziemia, inni zaś wstąpili do formującego się po wojnie Ludowego Wojska Polskiego. Jednak po wojnie wielu członków BCh było represjonowanych przez władze komunistyczne ze względu na ich związki z niezależnym ruchem ludowym i Stronnictwem Ludowym, które niechętnie odnosiło się do nowego systemu władzy w Polsce. Pomimo trudności, jakie napotykali członkowie BCh po wojnie, ich wkład w walkę o wolność Polski oraz ochronę polskiej wsi pozostaje jednym z kluczowych elementów historii polskiego ruchu oporu w czasie II wojny światowej.
Dzisiejsi rolnicy, choć nie stają naprzeciw okupanta zbrojnego, jak miało to miejsce w czasach Batalionów Chłopskich, to jednak stawiają czoła równie niebezpiecznemu przeciwnikowi – sieci przepisów i nacisków międzynarodowych korporacji, które systematycznie wyniszczają polską wieś. Biurokratyczne regulacje Unii Europejskiej, agresywny lobbing globalnych gigantów rolniczych oraz nieopłacalność produkcji dla małych, rodzinnych gospodarstw stawiają polskich rolników pod ścianą. Z dnia na dzień coraz trudniej utrzymać się na własnej ziemi, a niekorzystne przepisy wymuszają wzrost cen żywności, na co cierpią nie tylko rolnicy, ale i całe społeczeństwo. To ostatni gwizdek, by polscy rolnicy zjednoczyli się w obronie swoich interesów, tak jak kiedyś zjednoczyła się Chłopska Straż. Tamci bohaterowie nie walczyli tylko o swoją ziemię, ale o wolność i przyszłość całego narodu. Dzisiejsi rolnicy również stoją na straży czegoś więcej niż tylko własnych pól – walczą o niezależność żywnościową Polski. Państwo, które nie potrafi wyżywić swoich obywateli, staje się zależne od obcych dostaw. A z tym wiąże się ryzyko jedzenia gorszej jakości, sprzedawanego po zawyżonych cenach, dyktowanych przez zagraniczne koncerny, którym nie zależy na zdrowiu ani dobrobycie Polaków. Czy naprawdę chcemy doprowadzić do sytuacji, w której polska wieś zostanie wykupiona, a polska ziemia – przekształcona w własność wielkich, zagranicznych korporacji? To już się dzieje. Coraz więcej gruntów rolnych trafia w ręce obcych inwestorów, a małe gospodarstwa, nie mogąc konkurować z międzynarodowymi gigantami, upadają jedno po drugim. Czy to ma być przyszłość naszych dzieci? Czy mamy pogodzić się z tym, że nasza ziemia, którą bronili nasi dziadkowie, zostanie sprzedana za bezcen? Rolnicy muszą dziś zrozumieć, że przyszłość polskiej wsi leży w ich rękach, tak jak kiedyś leżała w rękach żołnierzy Batalionów Chłopskich. Zjednoczenie, solidarność i wspólne działania to klucz do sukcesu. Bez jedności, bez jasno określonych celów, żadne działania nie będą miały sensu. Ale jeśli rolnicy przypomną sobie o wartościach swoich przodków – o walce za ojczyznę, o poświęceniu, o tym, że wolność to nie dar, lecz obowiązek, który trzeba codziennie zdobywać – to mogą odmienić swój los. Państwo bez własnego jedzenia skazane jest na kaprysy innych. A polska wieś, choć teraz w kryzysie, ma wciąż potencjał, by być silną, samowystarczalną i niezależną. Ale tylko wtedy, gdy rolnicy w pełni świadomie i z odwagą wezmą swój los we własne ręce, przeciwstawią się biurokratycznym zapędom Unii Europejskiej i globalnym korporacjom, które chcą zawłaszczyć ich pracę. To nie jest łatwe – wymaga ogromu pracy, poświęcenia i ryzyka. Ale historia pokazuje, że jedność, odwaga i determinacja są w stanie pokonać każdego wroga.
Dziś jest czas, by powrócić do wartości narodowych, które kształtowały losy polskiej wsi przez pokolenia. Aby Polska pozostała silna, musi pozostać niezależna rolniczo. Musimy zrozumieć, że polski rolnik to strażnik polskiej suwerenności. Jeśli tego nie obronimy teraz, być może za kilka lat będzie już za późno.
Heko