Zapiski wielką wodą i oddolnym wzburzeniem społecznym pisane cz. 2

Pierwszy artykuł o powodzi 2024 opublikowaliśmy tuż po jej apogeum, 18 września br. W kolejnej publikacji o powyższym tytule, z dnia 29 września 2024, omówiliśmy skalę i zasięg zniszczeń spowodowanych wielką wodą oraz przedstawiliśmy analizę działań służb hydrologicznych oraz brak należytej reakcji rządowego szczebla centralnego a także władz samorządowych na uzyskane z IMGW alarmistyczne komunikaty, które zobowiązywały władze każdego szczebla do ostrzegania ludności z terenów objętych zagrożeniem powodziowym oraz do postawienia w stan gotowości wszystkich służb do udzielania pomocy i likwidacji ewentualnych szkód. Omówiliśmy wykonywanie zadań służb obsługujących zbiorniki retencyjne przed zbliżającą się powodzią i w jej trakcie, w tym zaniechania, które miały decydujący wpływ na wielkość szkód.

Dzisiejszy artykuł będzie kontynuacją analizy gotowości do działania zarówno służb kryzysowych jak też oddolnych grup społecznych niosącym pomoc poszkodowanym powodzianom.

Kurtyna wody spada na ponad 130 miejscowości południowej Polski, a za polityczną kurtyną dzieją się rzeczy niepojęte

Szok, rozpacz i przygnębienie rozmiarem zniszczeń przygniata ocalałych z powodzi. Wielu straciło porwane nurtem wody domy, samochody i cały dorobek życia. Samo życie straciło dla nich sens. Inni, dopadłszy w ostatniej chwili swoich aut, już to życie stracili, bo wodna lawina uniemożliwiła im ewakuację, bezlitośnie wciągając w śmiercionośny wir. Uratowani z potopu brodzili w brunatnej breji i szlamie w czymś, co było jeszcze kilka godzin wcześniej ich domem, czy mieszkaniem. Wokół zgliszcza, jak po wojnie – ruiny domostw, zwały gruzu, naniesionych gałęzi i kamieni, rozpadliny w ziemi w miejsce nawierzchni ulic, zerwane mosty, a do tego piętrzące się sterty rozmokłych mebli i sprzętów wyrzucanych z tych domów, z których ustąpiła woda. Na wielu domach napisy „Zakaz wstępu/NO GO” od nadzoru budowlanego. Szabrownikom nie przeszkadza to w ich procederze, o czym informują funkcjonariusze straży granicznej kontrolujący nadjeżdżający samochód z warszawskimi tablicami rejestracyjnymi. Jadący w nim dwaj dziennikarze mieli okazję porozmawiać ze strażą. Dowiedzieli się, że tu nie jest bezpiecznie wieczorem z kilku powodów – pojawiają się tu szabrownicy okradający tablice rejestracyjne lokalnych aut, aby podszywać się pod mieszkańców, by nie wzbudzać podejrzeń lokalnej ludności. Oto dwie historie:

  1. przyjechało małżeństwo z Niemiec – mieli tu mieszanie, chcieli sprawdzić jak wygląda. Wyszli na 20 minut, a w tym czasie do mieszkania już wtargnęli szabrownicy i próbowali je okraść. Mieszkańcy podjęli za nimi pościg, niestety nieskuteczny,
  2. do miejsc poniżej Stronia Śląskiego, gdzie fala u zbiegu trzech rzek była bardzo wysoka, przyjechało trzech mężczyzn z „pomocą humanitarną”. Dostawali się, do mieszkań z tą „pomocą”, a gdy napotykali samotne kobiety, to okradali im mieszkania.

Brakowało tu służb i funkcjonariuszy do tego powołanych. Mieszkańcy sami musieli sobie radzić, o zgrozo, jak na DZKIM ZACHODZIE. Niby chodzą jakieś patrole, ale jest tu wiele miejsc, gdzie można się ukryć.

Mieszkańcy niejednej miejscowości odciętej od świata i wszelkiej komunikacji, czekali na jakąkolwiek pomoc służb, bo sami nie byli w stanie poradzić ze skalą tragedii. Przez kilka dni nie mogli doczekać się podstawowej pomocy, gdy tymczasem docierali tam uzbrojeni szabrownicy i ostro działali. Skąd my to wiemy? Ano stąd, że ocalałym powodzianom, mającym więcej szczęścia, udało się utrwalić nagrania telefonami komórkowymi. Pierwszymi, którzy dotarli w dostępne miejsca i uwiecznili fragmenty krajobrazu po przejściu wielkiej wody, byli niezależni dziennikarze społeczni za własne pieniądze … i reporterzy TVP za nasze podatki. Ci drudzy przeprowadzali wywiady z powodzianami na podstawie przygotowanego wcześniej scenariusza: „Czego potrzebujecie?”, tak jakby widz reportażu, o średnim IQ, nie wiedział, co jest potrzebne ofiarom kataklizmu. Zabroniono tym, których postawiono przed kamerą „na żywo” wychodzić poza ten scenariusz, by nie rozszerzać  wypowiedzi o to, jak było i jest. Przypadek jednego śmiałka z doszczętnie zrujnowanego Lądka Zdroju, który opisał tę sytuację w mediach społeczościowych, natychmiast aresztowała policja pod zrzutem z art. 172 kk o utrudnianie akcji powodziowej. Trudno było w to uwierzyć, a jednak to fakt, gdyż nieco później ten haniebny krok potwierdziło nagranie „zatroskanego” o los ofiar powodzi policjanta. Na szczęście strach „stróżów bezprawia” przed obniżeniem zaufania do rządzących przyniósł opamiętanie się i zwolnienie niewinnego z aresztu – vide nasza publikacja z dnia 29 września br.

Co w tym czasie zza biurek oferuje powodzianom władza centralna? Jest bardzo „hojna”, bo ustami „ministy” Klimatu i Środowiska, Pauliny Hennig-Kloski, (podajemy za polsatnews.pl) informuje o: „Możliwości ogłoszenia przez rząd stanu klęski żywiołowej (Co za łaskawcy – sic!). Pomoc rządu ma polegać na uruchomieniu środków dla samorządów i strażaków. To będzie kilkadziesiąt milionów złotych, na likwidację skutków powodzi. (…) Drugie wsparcie będzie w oprocentowanych pożyczkach na likwidację skutków powodzi dla powodzian”. Na krytykę ze strony opozycji, że spóźnia się ze wsparciem, „ministra” odpowiada, że akcja prowadzona jest od dawna. To się nazywa szybka reakcja, ale tylko poprzez odpieranie słusznego zarzutu kłamstwem!!! Na marginesie zaś krytyki „ministy” za „hojność” wobec powodzian i oprocentowanych dla nich pożyczek, zamiast samej „ministry”, jako „kozioł ofiarny” złożył rezygnację z funkcji rzecznika prasowego Hubert Różyk. W świetle tego, o czym piszemy poniżej, sprawa staje się oczywista.

Nie wszyscy z nas są zwolennikami budowy kontrowersyjnych elektrowni atomowych w Polsce. Jednak w dobie kończącej się już likwidacji kopalń węgla kamiennego na rzecz Niemiec, które wygasiły już swoje elektrownie atomowe i powracają do starej, bezpiecznej epoki właśnie węgla kamiennego, rząd PIS topił od lat sporo pieniędzy na prowadzenie i aktualizację w 2020 r. rządowego projektu „Program polskiej energetyki jądrowej” (gov.pl/Web/polski-atom). Wszystko to zostanie pogrzebane.

Otóż, w tym samym czasie „ministra” Klimatu i Środowiska, Paulina Hennig-Kloska, miała zaprzątniętą głowę nie powodzią, lecz zupełnie czymś innym. Mianowicie, 19 września 2024 r. publikuje w Dzienniku Urzędowym MKiŚ, pod poz. 66, podpisane przez siebie zarządzenie w/s zniesienia Zespołu do spraw rozwoju energetyki jądrowej w Polsce. Na jego podstawie straciło moc zarządzenie MKiŚ z dnia 16 lutego 2023 r. w sprawie powołania Zespołu do spraw rozwoju energetyki jądrowej w Polsce (Dz. Urz. Min. Klim. i Środ. poz. 7). Zarządzenie weszło w życie z dniem następującym po dniu ogłoszenia, tj. 20 września.

Co na ten temat mówi portal swiatoze.pl?- Informuje on, że w ramach umowy firmy Columbus Energy SA (jak piszą o sobie – polska firma z polskim kapitałem) z Grupą DTEK w Chrzanowie (woj. małopolskie) powstanie wielkoskalowy magazyn energii. Kim/czym jest Grupa DTEK: to podmiot zarejestrowany w Holandii, z filiami w W. Brytanii, uważający siebie za światowego lidera energetycznego. Jego właścicielem jest najbogatszy oligarcha ukraiński, Rinat Achmetow. Krok po kroku firma ta będzie zapewne przejmowała rynek energetyczny w Polsce, m.in. dlatego, że do tego swoją łapkę przyłożyła „ministra” P.Hennig-Kloska. Nie miała więc czasu zaprzątać głowę tragedią powodzian!!!

W klęsce żywiołowej każdy sprzęt i ręce do pomocy ma wagę złota. Kto sypie piaskiem w oczy?

Na pierwszy front walki ze skutkami wielkiej wody potrzebny jest ciężki sprzęt, szczególnie dobrze wyposażone wozy strażackie z systemem łączności w postaci radiotelefonów, z autopompami, linią szybkiego natarcia, elektrycznymi wyciągarkami, generatorami prądotwórczymi, sprzętem ratowniczy m itp. Niestety, krótkowzroczne władze polskie oddały „za bezdurno” kilkaset (grubo ponad 200) wyposażonych wozów strażackich Ukrainie. Co gorsze, niektóre z nich zostały później wystawiono na sprzedaż na aukcjach zagranicznych. Dotyczy to również karetek pogotowia. Mimo to, a może też dlatego Państwowa Straż Pożarna nie stanęła na wysokości zadania w tej powodzi.

W sobotę 28 września, generał Andrzej Bartkowiak, były komendant Państwowej Straży Pożarnej zabrał głos na temat zarządzeń w trakcie powodzi na południu Polski. Podkreślił, że „nie ma większej armii w Polsce niż straż pożarna”. Jednocześnie wskazał, że 13 września w działania powodziowe zaangażowano tylko 700 strażaków, podczas gdy w Krajowym Systemie Ratowniczo-Gaśniczym jest 250 tys. ratowników gotowych do działań — 31 tys. funkcjonariuszy PSP, 220 tys. wyszkolonych druhów oraz ponad 400 tys. stowarzyszonych w OSP — wszyscy są gotowi do niesienia pomocy — stwierdził.

Potwierdzili to oświadczenie swoim poświęceniem druhowie z Ochotniczej Straży Pożarnej (mimo poważnie odciętego budżetu) i inni ludzie aktywni społecznie, którzy pomagają powodzianom 24 godziny na dobę, jeżdżąc z miejsca na miejsce.

Z pewnością polskie wojsko wyposażone w sprzęt, wysłane do pomocy odegrało dużą rolę w opanowaniu chaosu

Polacy również wyręczają rząd w oddolnej inicjatywie pomocy powodzianom. Rolnicy z niezalanych, okolicznych terenów dużo dają od siebie, np. Julita Olszewska, która organizuje pomoc, zbierając paszę, kiszonki i inne potrzebne rzeczy by zalanym rolnikom i ich zwierzętom nie działa się krzywda. Zbierają się grupy z całej Polski, organizują zbiórki od pieniędzy, wody, odzieży, żywności, środków czystości, po narzędzia i ciężki sprzęt, a także pracę fizyczną na miejscu. Wszyscy spieszą z pomocą przed nadejściem chłodów jesiennych i śniegu, które sparaliżują prace i uniemożliwią choć w części osuszyć i zabezpieczyć zawilgocone budynki. Najbardziej bulwersują nas doniesienia, że policja nakłada surowe mandaty na prywatne auta spieszące  z pomocą powodzianom, skoro nie jadą tam na rekreację. Właściciele tych aut dodatkowo doznają strat ze strony dziwnej „piątej kolumny”, która dziurawi opony i wybija szyby w ich samochodach. Ta niezidentyfikowana „piąta kolumna” ukradła również we wrocławskim Feniksie zebraną przez sieć sklepów Dino pomoc rzeczową dla powodzian. Internautka donosi na X: „Mieszkam w Oławie, która obecnie walczy powodzią. W nocy dwóch Ukraińców zatykało studzienki kanalizacyjne jakimś syfem k…wa, podczas powodzi. Gnoje. Ale co się dziwić, swój kraj mają w d..pie, to co się Polską będą przejmować”. Inna internautka odpowiedziała: „Ukraina rzuciła się do pomocy powodzianom … aktywnie szabruje tereny i opuszczone domy”. Wszystkie te doniesienia zakrawają na zorganizowaną akcję, która wskazuje, że komuś bardzo zależy na tym, aby żadna pomoc nie dotarła do potrzebujących na czas.

Public relation (PI-AR) jest najważniejszy dla władzy, nieważne kto rządzi

Cały garnitur post-magdalenkowy jest odpowiedzialny za szkody wynikające z katastrofy. Niezależnie od roszad rządowych, co kilka lat każdy nowy rząd wyrzuca poprzednie zarządy firm państwowych i urzędników w instytucjach i obsadza stanowiska swoimi aparatczykami – miernymi, biernymi, ale wiernymi; najczęściej są to członkowie rodzin i znajomi tzw. królika. Żaden z nich nie ponosi odpowiedzialności za swoje działania i zaniechania, Wina spychana jest zawsze na wybranych kozłów ofiarnych. Wszyscy skrupulatnie dbają o PI-AR, otaczając się personalnymi doradcami i agencjami opiniotwórczymi.

Przysłowiowe zachowanie polityków w przypadku katastrof: jedzie jeden lub kilku prominentnych polityków, a za nimi ciągną się karawany służb, statystów i kamerzystów. Tak właśnie działo się w Głuchołazach 16 września 2024, gdzie grupa ludzi układała worki z piaskiem na wałach przeciwpowodziowych. Opowiada jeden z nich: „Nagle cała przylegająca ulica zapełniła się strażą i wszelkimi służbami, bo miał przyjechać p. Tusk. Pan Tusk przyjechał, porobili sobie wspólnie zdjęcia. Pan Tusk wyjechał, wszystkie służby zniknęły. Przyszedł jeden policjant tam do nas na wały i powiedział; „Ludzie, co wy tu robicie? Uciekajcie, bo zaraz będzie katastrofa”. Mężczyzna zszedł z zapory, postanowił przepakować swój  samochód trochę wyżej, w bezpieczne miejsce, a wracając już nie zdążył dojść do domu, bo nagle runęła woda odcinając mu drogę. Na szczęście zatrzymał się na maleńkiej wysepce nieopodal własnego domu, gdzie stał 9 godzin wzywając pomocy. Sąsiedzi komunikowali się z nim z otwartych okien, wydzwaniali do straży po pomoc. Słyszał z okien wiele razy obietnice, że już jadą, już płyną. Tak minęło 9 godzin, aż człowiek zdrętwiał z zimna, a rozmokła ziemia przy każdym ruchu usuwała się spod nóg. Ostatkiem sił zaryzykował gwałtowny skok do przodu i uczepi się płotu. Nikt ze służb nie przybył na ratunek.

Czy rządowe służby spisały się w świadczeniu opieki nad poszkodowanymi powodzianami?

Rażącą dysproporcję w traktowaniu doświadczyli Polacy, którzy stracili wszystko w wyniku powodzi 2024. Dla nich decydenci rządowi przygotowali łóżka polowe na salach gimnastycznych w szkołach, podczas gdy przyjmowanych nachodźców z Ukrainy z terenów nie objętych wojną, nie sprawdzanych co do statusu majątkowego i ewentualnej przeszłości kryminalnej, kwaterowano w najlepszych hotelach, pensjonatach lub w prywatnych polskich domach za odpowiednią dopłatą tym, którzy zdecydowali się na otwarcie własnych drzwi. Wszystko na koszt polskiego podatnika.

Pomoc finansowa na walkę ze sutkami powodzi ze strony ubezpieczycieli, fundacji i banków

Na stronie internetowej Grupy PZU czytamy, iż Grupa stworzyła specjalny fundusz na sfinansowanie kosztów związanych z walką z powodzią, na który skieruje 19 mln złotych. Środki te mają być przekazane Straży Pożarnej i organizacjom pozarządowym.

Ponadto podmioty: Grupa PZU, Fundacja Pekao oraz Alior Bank przekażą 4  mln złotych na rzecz Fundacji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy Jerzego Owsiaka, która ma pełnić rolę krajowego koordynatora działań pomocowych.

Co do Straży Pożarnej, powiedzmy – można im zaufać, że wydadzą otrzymaną dotację na walkę ze skutkami powodzi. W przypadku dotacji organizacjom pozarządowym, do których zalicza się także tzw. imperium J. Owsiaka, można mieć wiele wątpliwości czy należycie spożytkują otrzymane dotacje na zadany cel, bowiem podstawową cechą tych organizacji jest, że nie działają transparentnie i za darmo – potrącają sobie pokaźny procent otrzymanych funduszy.

Opodatkowanie darów dla powodzian?

Portal Prawo.pl donosi: „Woda w butelkach, środki czystości, sucha żywność, pieniądze – w całym kraju trwają zbiórki dla powodzian. Wszyscy, którzy przekazują darowizny, mogą je odliczyć od dochodu na zasadach ogólnych, o ile spełnią ustawowe warunki. Obowiązuje już rozporządzenie, zgodnie z którym przedsiębiorcy wspomagający powodzian skorzystają do końca 2024 r. z zerowej stawki VAT. MF chce też wprowadzić zerową stawkę na darowizny materiałów budowlanych na rzecz m.in. osób fizycznych i szkół. Prawnicy apelują do Ministerstwa o wprowadzenie specjalnych rozwiązań również w podatkach dochodowych.

Nie ma jednak specjalnych preferencji w podatkach dochodowych. Przepisy podatkowe nie przewidują szczególnych preferencji dla podatników przekazujących darowizny dla powodzian. W grę wchodzą reguły ogólne. Chodzi przede wszystkim o możliwość odliczenia od podstawy opodatkowania darowizn przekazanych m.in. na cele charytatywne, ratownictwa i ochrony ludności czy pomocy ofiarom katastrof i klęsk żywiołowych, jak również pomocy społecznej. darowizny można odliczyć na zasadach ogólnych przewidzianych w ustawie o PIT i ustawie o CIT. W przypadku podatników PIT odliczenie jest ograniczone do 6 proc. dochodu, a w przypadku CIT – do 10 proc. dochodu. Nie ma specjalnych rozwiązań podatkowych dotyczących darowizn związanych z powodzią. Przedsiębiorcy nie mogą zaliczyć darowizn do kosztów uzyskania przychodu. Nie można też odliczyć wsparcia dla osób fizycznych.

Ciekawe i równie bulwersujące jest to, że wydatki na pomoc Ukrainie i przeciwdziałanie Covid-19 korzystają ze zwolnień w ww. podatkach.

Kontrowersje w liczbie ofiar powodzi 2024

Oficjalne dane tvp.info oraz inne tzw. mainstreamowe media uporczywie utrzymują, że liczba ofiar powodzi, to 7 osób. Patrząc na rozmiar szkód wyrządzonych w materii trwałej i przyrodzie oraz słuchając doniesień mieszkańców terenów objętych powodzią, czy dokonując porównań do powodzi stulecia 1997, trudno oficjalnym danym dać wiarę. Coś tu brzydko pachnie. Mieszkańcy terenów najbardziej dotkniętych kataklizmem mówią o dużej liczbie pojawiających się klepsydr w miejscowościach zaoranych przez wodę, zakłady pogrzebowe nie nadążają z pochówkami. Krążą doniesienia od krewnych zmarłych, że przyczyny zgonów ewidentnie związanych z powodzią zaliczane są w aktach zgonów do innych przyczyn, niezwiązanych z utonięciem lub śmiercią pod zwałami ruin domów.

Wydanie specjalne PolsatNews.pl: „Najmroczniejsze dopiero przed nami? Radna ze Stronia Śląskiego: „W sobotę były trzy wesela. Wiem o stu zaginionych. Była masa turystów, o których nic nie wiem. Rodziny ich szukają, nie ma z nimi kontaktu. Nie wiemy, czy byli ewakuowani, nie prowadzono ewidencji, kto jest ewakuowany, a kto zaginiony”. Dodaje jeszcze, że przez centrum miasta przeszła ogromna fala, która zmiotła wszystkie znajdujące się tam budynki.

Autor: Abo