REDAKTORZY NCMA WSPOMINAJĄ
W 1981 roku zima przyszła trochę później niż rok wcześniej. Śniegu mogło było coś z 5 cm, nawet bałwana nie dało się ulepić, bo chwycił lekki mróz.Jako siedmiolatek w sobotę czy w niedzielę spędzałem czas na świeżym powietrzu. Od soboty było jakoś inaczej coś wisiało w powietrzu. Ruch na szosie przy której mieszkałem był mniejszy.Rano 13go dowiedziałem się od rodziców, że radio nie działa. Telewizor też odmówił posłuszeństwa. Okazało się, że teleranka nie będzie na dłużej.W niedzielę, zawsze mało samochodów jeździło, ale wtedy przejechało raptem tylko kilka i to ciężarówki. Dorośli spekulowali co się, stało? Wojna wybuchła, stan wojenny, tylko z kim? Z Niemcami, z ruskimi? To, że z ruskimi wywołało pewną nadzieję, ale zaraz później dotarło, że z Polakami. Przytłaczająca była niepewność co dalej.
Początkowo cieszyłem się, że są przymusowe ferie. Jednak brak kolegów i ulubionych nauczycieli dawał się we znaki. Dobrze, że do kościoła można było pójść, nikt nie przeszkodził. W Święta na pasterce brakowało powietrza tyle było ludzi, nigdy tego nie zapomnę. Długo później po powrocie do szkoły zauważyłem, że brakowało kilku nauczycieli. Mój ulubiony pan od WF nie pojawił się, podobno „rozpił się” taką plotkę później ktoś sprzedał. Było jakoś inaczej ludzie przestali się do siebie otwarcie odzywać. Na wsi wyglądało to trochę inaczej, BWP i koksowniki to raczej rodzice widzieli w mieście i na rogatkach. Takie to wspomnienia, z tego okresu, spawacz w okularach jako symbol zamachu stanu.
Robert
Pamiętam rozczarowanie kiedy zamiast Teleranka zobaczyłam Jaruzelskiego. Rodzice byli mocno zdenerwowani, rozmawiali pół szeptem. Rozumiałam tyle że mamy wojnę, to określenie „wojna domowa” , łzy mamy, złość ojca i wystraszona jak ja, moja dziewięć lat starsza siostra. Pamiętam wozy opancerzone przed kościołem Garnizonowym, to budziło strach. Pamiętam też koksowniki na ulicach i grzejące się patrole zomo i milicji. Wielu ojców moich klasowych koleżanek musiało zgłosić się do jednostek, ponad połowa dzieciaków miała ojców wojskowych. Z klasą spotykaliśmy się na lodowisku szkolnym które wylewał woźny, cieszyliśmy się dodatkowymi feriami, nikt nam jednak nie odpuścił, wszystkie wolne dni trzeba było odpracować później. To co wbiło mnie się najbardziej w pamięć, to jednak był strach, przed wielką niewiadomą i te szepty dorosłych o aresztowaniach i o tym że gdzieś strzelali do cywilów. Byłam tylko jedenastoletnią dziewczynką, Dzieci nie powinny nigdy przeżywać takich chwil.
Kasia
Lat miałem 11. Zaczęło się klasycznie. Przed 9 rano, zadzwonił do drzwi sąsiad, któremu telefon nie działał i chciał skorzystać z naszego. Nasz też nie działał. Coś wspomniał, że w kraju coś się zadziało. Po wyjściu jego, rodzice włączyli TV i wszystko stało się jasne. Tego dnia, gdy wieści się rozeszły, przyjechała moja ciotka wraz synami (moimi kuzynami). Mama i ciotka naradzały się, co robić. Ogólnie martwiły się o rodziny. Po kilku godzinach odjechała. Nie wiem jakie były ustalenia. Wiem, że odprowadziliśmy ich na postój taksówek. Wigilie tego roku spędziliśmy u rodziny w domku jednorodzinnym w środku miasta. Choinka była duża, żywa i obłożona flagą Solidarności. Były śpiewy, gitara i pieśni patriotyczne. Po kilku godzinach, zbieraliśmy się do domu. Wyszedłem na ganek jako pierwszy i zobaczyłem na podwórku dwóch milicjantów czających się. W zasadzie byli przy wejściu. Serce moje utknęło mi w gardle. Zawołałem dorosłych. Gospodarz wyszedł, porozmawiał z nimi. Okazało się, że patrolowali okolice, słyszeli gwar, chcieli się tylko ogrzać, znaczy się w zasadzie chcieli dostać po kielichu. Dostali i odeszli. Matka w święta chodziła do kościoła, a tam czołgi. Ojciec nie chciał jej wypuszczać, ale mama stwierdziła, że ich „pierdoli”. Była odważną kobietą.
Po latach pracowałem na miejskiej centrali telefonicznej i pytałem pracowników, jak stan wojenny wyglądał na centrali. Otóż do kierownika centrali przyjechał dyrektor w obstawie wojska i kazali unieruchomić centralę (heble zasilające w dół). Wejścia na centralę pilnowało 2 żołnierzy. Pracownikom nie pozwalano wchodzić na halę, gdzie były urządzenia. Pracownicy przychodzili do pracy w zasadzie tylko na stołówkę i tam przesiadywali 8 godz. pracy. Później już nie wszyscy przychodzili, tylko jakoś się tam dzielono. Zapytałem a jak to było z zapowiedzią „rozmowa jest kontrolowana”, jak już łączność ruszyła. Była nagrana taka zapowiedź i pracownik centrali losowo w czasie kluczował tym przełącznikiem, iż abonent w zależności od położenia tego przełącznika, słyszał albo typowy sygnał wołania albo zapowiedź.
PS. Z perspektywy czasu owa flaga Solidarności na choince, jacy byliśmy naiwni, jako społeczeństwo i niestety ale mało się co zmieniło. Naiwność pozostała.
Mariusz
13 grudnia 1981 r. Miałem dokładnie pełne 4 miesiące, bo jestem z sierpnia 13-stego. Leżałem, wiec w kolebusi na różowej podusi . Byłem szczęśliwy, bez trosk i zmartwień . Tylko spałem, jadłem i w pieluchę s…. . Nic poza tym nie pamiętam 😃
Dzidzia
W 1981 roku, nasza rodzina nie posiadała jeszcze samochodu (to szczytowe osiągnięcie rosyjskiej motoryzacji, jakim był Zaporożec 968A, trafi w zdolne ręce taty za kilka lat), dlatego podróżując korzystaliśmy z kolei a czasem uprzejmości wujka. Dnia 13.12.1981, mój starszy, przyrodni brat miał mieć przysięgę wojskową w Poznaniu. Wieczorem dnia 12 grudnia, tata, mama, ciocia, kolega brata Jaropełk i ja wsiedliśmy do nocnego pociągu w sennym już Kołobrzegu. Wczesnym rankiem przybyliśmy do Poznania, było jeszcze zbyt wcześnie, by jechać na miejsce spotkania, musieliśmy pozostać w poczekalni, dziwnie jakoś pustej…, minuty dłużyły się niemiłosiernie, dlatego rodzice pozwolili mi przejść się w okolicach dworca pod opieką Jaropełka. Bywałam czasami w Poznaniu, mieliśmy tam dalszą rodzinę, znałam trochę to miasto, ale to co zobaczyłam po wyjściu zaskoczyłoby każdego. Czołgi na ulicy, przy samym dworcu, zupełnie puste ulice, patrole wojska, dziwnie napięta atmosfera, było mroźno i nieprzyjemnie, wróciliśmy szybko. Opowiedziałam rodzicom co zobaczyłam, przyjęli te wieści jakby z niedowierzaniem. Nikt z dorosłych nie miał pojęcia o sytuacji w jakiej znalazł się cały kraj. Kiedy wreszcie zdecydowali się wyruszyć na uroczystość, sami zobaczyli dziwną scenerię. Wsiedliśmy do Taxi. Pan taksówkarz na wstępie poinformował, że mamy szczęście, bo jeszcze zostało mu trochę paliwa, wszystkie stacje benzynowe w mieście są zamknięte i raczej z przysięgi przyjdzie nam wracać pieszo. Poinformował nas, że wprowadzono stan wojenny. Cokolwiek miało to oznaczać, brzmiało groźnie, mama zalała się łzami, jej synek idzie na wojnę, ale z kim? Kto napadł na Polskę? Co oznaczał stan wojenny? Tato próbował uspokajać wszystkich, tłumaczył, że to na pewno nie jest żadna wojna, tylko coś taksówkarzowi się pomyliło. Zdezorientowani dotarliśmy do jednostki wojskowej gdzie odbyła się uroczystość. Kobiety płakały, mężczyźni próbowali trzymać fason, mnie również udzieliła się ta atmosfera pełna grozy. Po przysiędze wojskowej, dowódca jednostki zebrał wszystkie rodziny i poinformował o sytuacji, trochę uspokoił nastroje, nie wszystko było dla mnie jasne, ale zrozumiałam, że nikt na Polskę nie napadł, nie mamy III W.Ś., sytuacja jest trudna, ale nie beznadziejna. Gazikami wojskowymi zawieziono rodziny na dworzec, wieczorem byłam już z powrotem w Kołobrzegu, jednak to już nie było to samo miasto, puste ulice, patrole wojskowe i milicyjne. Ogłoszono godzinę policyjną. Dziwne czasy.
Aniela
@obserwujący
https://www.google.com/search?client=firefox-b-d&sca_esv=590295209&sxsrf=AM9HkKlcdyjrun37lC1TrmpQ0Tau247ifQ:1702419529501&q=teleranek+13+grudnia+1981&tbm=vid&source=lnms&sa=X&ved=2ahUKEwiH3cH69oqDAxVAR_EDHX3dAf4Q0pQJegQICxAB&biw=1024&bih=474&dpr=1.88#fpstate=ive&vld=cid:c5674b16,vid:MakUljvq6MU,st:0